piątek, 27 września 2013

środa, 25 września 2013

Białe? Oby się nie uzależnić!


Kupiłam białko! Czemu? Głównym założeniem było wieczorne wypchanie żołądka. Zauważyłam, że gdy przyszły te chłodne dni, ciemno i szaro na dworzu to ja zaczynam szaleństwa w kuchni. Nachodziły mnie niesamowite głody, ochoty na najróżniejsze rzeczy. Jadłabym wszystko tonami. Mój współlokator pije białko, a że wiedziałam że ponoć ładnie zapycha żołądek to spróbowałam. I rzeczywiście.

Białko zaleca się osobom trenującym, chcącym budować masę mięśniową, ale też tych na redukcji masy. 
Na moje czekałam chyba ze 3 dni od zamówienia (był weekend). Kupiłam na allegro. Zdecydowałam się na białko firmy OstroVit. Zawiera ono około 80% czystego białka. Za 1800 gram + shaker zapłaciłam 101 zł. Totalnie wszystko z nim w porządku. Wzięłam dwa smaki - truskawka i tiramisu. Mam wrażenie, że tiramisu powoduje u mnie większą sytość. Ale to pewnie tylko placebo ;D Oba smaki są pyszne.

Jak odczucia? 
Po 1 - musze kontrolować ilość białka spożywaną w ciągu dnia. Mając na uwadze wieczornego shake'a, dostosowuję dietę w ciągu dnia, aby nie przedobrzyć z ilością białka.  
Po 2 - piję białko tylko wtedy kiedy w ciągu dnia zrobię trening... tak, tak, robię sobie z tego shake'a pewnego rodzaju pyszną nagrodę. Nie ma treningu - nie ma białka.  
Po 3 - zapycha mi żołądek, nie mam po nim ochoty nic jeść. Pije je wieczorem i  jest ostatnim posiłkiem w ciągu dnia.  Jest lekkie i nie czuję się po nim ociężała, a z drugiej strony na długo daje uczucie sytości.
Po 4 - poruszyło mi też pracę jelit (czy czegoś tam). Krótko mówiąc - szybko po nim robię kupę ;D  
Po 5 - jak już pisałam, mam pyszne smaki. Piję je tylko z mlekiem. Z wodą nie smakują już tak dobrze. Truskawka smakuje trochę bardziej "chemicznie" niż powinna smakować, ale jest dobra. Tiramisu smakuje po prostu jak delikatne tiramisu ;)
Po 6 - szybko się rozpuszcza. Wystarczy chwilę pomachać shakerem i gotowe. Poza tym tworzy się delikatna pianka, która wg. mnie dodaje przyjemności w piciu. (Chociaż wiele osób uważa ją za wadę)

No i tyle. Piję je od jakichś 4 dni. Zobaczymy co będzie później. Myślę, że jeszcze o nim napiszę ;)

UWAGA: Wg. mnie wszystkie suplementy diety są mocno uzależniające. Bardzo łatwo wkręcić się w ich przyjmowanie i robi się ciężko, gdy przestaje się je przyjmować. Uważajcie na swoje zdrowie i pamiętajcie, że podstawa to zdrowa dieta!

wtorek, 24 września 2013

Hulaj dusza piekła nie ma.

Hulaj hopaj hula hopa. Kupiłam je w grudniu. Albo może w styczniu. Jakoś 9 miesięcy temu. Chyba ;D

Dzięki takiemu hula hop można ładnie pozbywać się boczków, a przy tym rzeźbić talię, zwiększyć wcięcie. Działa tez trochę na uda i pośladki. Przez działanie wypustek ujędrnia także skórę na brzuchu i talii.

Ja nie kręcę dużo. Najczęściej ogranicza się to do kręcenia i oglądania Na wspólnej. Włączam sobie TVNPlayer i lecę. 10 minut w jedną stronę, 10 minut w drugą i koniec odcinka. Idealna długość.

Początki były ciężkie. Siniaki, siniaki, obtarcia i bolące żebra. Ale przeszło, da się przyzwyczaić. Warto zacząć od kręcenia w bluzie (nie boli tak bardzo). Poza tym na początku totalnie nie umiałam kręcić w drugą stronę. Musiałam się po prostu nauczyć kręcenia od początku. To ważne ponieważ kręcąc tylko w jedną stronę, możemy stworzyć sobie niesymetryczne wcięcie w talii.

Te grube hula hop z wypustkami mają 3 poziomy 1-najsłabsze - wg mnie nie opłaca się go nawet kupować. 2-średnie - ja mam takie i już jest za słabe. 3- najmocniejsze. Ceny są baaardzo różne. Wahają się od 50 zł na alledrogo  do 100 zł w sklepach sportowych (ja własnie mam takie ze sklepu).

Zdecydowanie zakup warty wydania pieniędzy.

A tutaj jeden z kawałków, które ostatnio mocno katuję. Polecam całą płytę.

Trudno przyszło, łatwo poszło.

Ile ja się zbierałam! Ile myślałam, ile kombinowałam.
Bo zimno, bo ja wolę bieżnię, bo kołdra mnie nie puści, bo ciemno, bo pada deszcz, bo nie mam ubrań, bo nie dam rady, bo będzie mnie bolało gardło, bo będę chora. Wymówek było dużo. Ale jakoś w końcu wczoraj z jednym impulsem - ubrałam się i poszłam pobiegać. Ostatnio gdy biegałam po bieżni to zaczęło mi się nudzić. Stwierdziłam, że jeśli wchodzi w grę bieganie dłużej niż pół godziny - to muszę zacząć biegać na dworzu, bo się najzwyczajniej w świecie zanudzę! No więc pobiegłam.
Na prawdę myślałam, że od razu będzie mnie bolało gardło. Ale nic z tych rzeczy. Założyłam leginsy, bluzkę na długi rękaw, polar, szalik i opaskę na uszy. I było mi idealnie. Przydałyby się tylko skarpetki dłuższe, bo mi trochę wiało po kostkach.
Tak mi się spodobało, że aż 10 km przebiegłam! Nigdy jeszcze nie zrobiłam 10 km w plenerze! Nigdy nie zrobiłam ich biegnąc! Na bieżni może i mi się udało, ale wtedy połowę szłam, więc to totalnie nie to samo.
Było na prawdę fajnie, było rześko, było idealnie do biegania! To prawda! To wszystko co mówią ludzie biegający o tej porze roku. To wszystko się sprawdziło! Teraz będę biegać częściej na dworzu. Tym bardziej, że mam cel. A raczej dwa -   Bieg Niepodległości i Półmaraton Św. Mikołajów. Jeden w listopadzie, a drugi miesiąc później i dwa razy dłuższy. 10 km w listopadzie się nie boję. 21 w grudniu już tak. Trzeba będzie zrobić kondycję. Już się nie mogę doczekać! :D

A jak czasy mi wyszły?
  • najszybszy 1 km 5m:21  
  • 5 km 29m:43s
  • 10 km 1g:05m:15  
Całkiem mi się podoba. Całkiem jestem dumna ;D 
Tym bardziej, że tego samego dnia rano byłam na Pure Pump i robiłam brzuch. :D

P.S. Potrzebuję nowej muzyki do biegania. Jeszcze nie znalazłam nic lepszego niż stare, dobre The Prodigy. Masz może coś ciekawego, mocnego co mogłabym sprawdzić?

poniedziałek, 23 września 2013

Połączenie idealne

Jadłeś kiedyś banana z pomarańczą/mandarynką/grejpfrutem? Spróbuj! Pyszne połączenie!

niedziela, 22 września 2013

Tanio dały dupy.

Vty
Pisałam już, że kupiłam sobie nowe buty.
Pisałam też, że kosztowały stówkę.
Pisałam oczywiście, że je sprawdzę i napiszę.

No i sprawdziłam. W tym przypadku tanio nie znaczy dobrze. Tanio znaczy słabo.

Przypomnę, że kupiłam buty firmy Vty kompletnie przypadkowo w Deitchmannie. Kosztowały 100 zł i w sklepie uznałam, że będą super, bo były bardzo lekkie i wygodne. I tutaj nadal nie zmieniłam zdania. Są to bardzo wygodne, leciutkie buty. Idealne do latania po mieście, spacerowania po parku itp. I tutaj zalety się kończą.
Buty mają totalnie słabą przyczepność, na sali podczas zwykłych wypadów się ślizgają, a co dopiero podczas pompek czy wykroków z obciążeniem :/ Kompletnie nie nadają się na salę.
Kalenji
Jak w bieganiu? Na bieżni nie ma tragedii, chociaż kompletnie nie dorównują moim pierwszym, niedoścignionym butom z Decathlonu firmy Kalenji. Vty kompletnie inaczej trzymają się na nodze, nie amortyzują, są tak lekkie, że czasem boję się że się przewrócę, bo mi za szybko nogi polecą ;D Na dworzu też ta przyczepność kuleje. Najbardziej czuć w podbiegach i zbiegach z górek :/
Oprócz tego już teraz (po miesiącu użytkowania) zauważyłam, że zaczęła mi schodzić farba z białej podeszwy. Delikatnie, ale jednak. Jeśli dalej tak będzie to niestety je oddam do reklamacji.


sobota, 21 września 2013

Osz choroba, ale dziś dobrze zrobiłam!


Piękny dzień! Słońce! Ciepło! Wspaniałe, niebieskie niebo...

Rusz dupę i idź na spacer! Trzeba korzystać puki jest ładnie, bo zaraz się skończy!

Ja dzisiaj pomimo końcówki choroby, wybrałam się na siłownię.  
No nie mogłam wytrzymać już do cholery jasnej! 
        Już wczoraj zrobiłam sobie w domu mały trening (10 minut rozgrzewki cardio +30 minut abs). Choroba wykończyła mój organizm i wykończyła mój mózg, który codziennie mi mówił "Idź na siłownię! Rusz się! Nie bądź leniem!"
Moja biedna główka jest już przyzwyczajona do tego, żeby wmawiać mi to na co nie mam siły. Tzn... z reguły nie mam siły, ale główka mi karze więc idę i wtedy już siłę mam. Bardzo mądra główka.
Rozkmina końca lata.
Od poniedziałku chorowałam, od środy mnie nosiło. Chciałam iść na dancehall, który jest nowością w pure'owym grafiku, ale stwierdziłam, że chorobę trzeba poczekać. No i leżałam, i leżałam, piłam mleko z czosnkiem i herbatki, aż do dziś. Zebrałam się rano i poszłam na 1,5h cyclingu. Było dobrze. Trening na szczęście nie był ciężki.
Najlepsze było, gdy wracałam. Właśnie wtedy zakochałam się w dzisiejszym dniu. Świeciło słońce, grzało mi w twarz. Szłam sobie w dresie ulicami, a potem parkiem i śmiałam się sama do siebie, że jest tak fajnie.
        Czasem ludzie tak mają... są tak szczęśliwi, że się smieją jak głupki, a ludzie na ulicy myślą, że coś z nimi nie tak. Ja takie śmiechujki mam głównie w okresach zmęczenia po treningu. Albo gdy zrobię coś nowego... albo gdy cały dzień płynę kajakiem... albo cały dzień spędzę na stoku ze snowboardem. To mnie najbardziej uszczęśliwia. Czasem nawet myślę, że moje życie powinno polegać tylko na tym. Tylko na sporcie. Ale z drugiej strony... czy jest możliwe, żeby zajmować się w życiu tylko tą największą pasją? Są przecież inne zainteresowania, rzeczy bardziej dochodowe, bardziej konkretne.
Na czym skupić się najbardziej?
Na co przeznaczyć najwięcej czasu?
Czemu oddać się bez pochamowania?
Totalnie w tym momencie nie wiem. Czy poświęcając się temu co uwielbiam , nie dotrę do momentu w którym jedyne co mi zostanie w życiu to brak pieniędzy na życie i pasja która straci sens?

Let's sweat!

piątek, 20 września 2013

Znasz Antona? - motywacja na dzień dobry


           

Anton Krupicka - ultrarunner ze Stanów. Ma na koncie mnóstwo wygranych na dystansach 100- i 50-milowych po górach. Skubany! Pierwszy maraton przebiegł gdy miał 12 lat!
Raczej nie używa GPSa, ani żadnych innych aplikacji i udogodnień dla biegaczy. Z reguły biega bez koszulki w lekkich spodenkach i butach. Charakteryzuje go całkiem hipisowski wygląd - długie włosy i broda.
Patrząc na niego ma się ochotę powiedzieć "człowiek z lasu!". I w sumie byłoby to całkiem poprawne. Anton jest człowiekiem, który kocha naturę i uważa ją jako integralną część życia.

To zabawne... nigdy nie interesowałam się tak długimi maratonami, ani tym bardziej biegaczami, którzy gdzieś tam po drugiej stronie globu skaczą sobie po górach, skałkach i lasach. A jednak... jak zobaczyłam ten film, to tak mi się przyjemnie zrobiło. Aż mam ochotę iść pobiegać (chociaż jestem chora) Poczułam bijącą od niego witalność, zdrowie i szczęście. Ja - mieszkająca w mieście, lubiąca biegać po parku, ale bez przesady... nie marząca o domku na wsi. Nagle zapragnęłam takiego czegoś... zabrakło mi natury. Chyba trochę chciałabym pomieszkać na pustkowiu, gdzieś w górach, gdzie czas spędzałabym tylko na kontakcie z naturą. Zatęskniłam za obozami harcerskimi na których spędzałam każde lato w dzieciństwie. Siedziałam wtedy z drużyną 3 tygodnie w lesie, budowałam łóżka itp.Tworzyliśmy wtedy pewnego rodzaju "część lasu". Najpiękniejsze były poranki (chociaż mocno zimne) - pachnące, wilgotne, rześkie i zdrowe. To było coś! 

A jak już jesteśmy przy bieganiu po górach - w Polsce też są tego zapaleńcy! KLIK Bieg Rzeźnika to aż 80-kilometrowa trasa po górach. Kamienie, skałki, pot, łzy i natura w pełni tego słowa znaczeniu. Czego chcieć więcej?! :D


A Ty, po zobaczeniu tego filmu... nie masz ochoty iść pobiegać?

czwartek, 19 września 2013

Jak nie poddać się jesiennemu przeziębieniu.

Wszyscy! Dosłownie wszyscy dookoła kichają, kaszlą, trzęsą się z zimna. Myślałam, że mnie to ominie. Że jako w dzieciństwie chorowałam co dwa tygodnie, teraz już tak łatwo mnie to nie złapie. No i niestety. Wystarczył jeden wyjazd, spotkanie z dwoma przeziębionymi koleżankami, Color run... i wróciłam do domu z chorobą. Nie zmogło mnie totalnie, ale codziennie mam inne objawy. Jednego dnia bolało gardło, potem zaczął się katar, potem dreszcze, a teraz kaszel. Nie chcę po raz kolejny wpieprzać się w antybiotyk, więc walczę naczej.
To kilka moich ulubionych sposobów:

1. Ciepłe mleko z czosnkiem. Nie zbyt pyszne, nie zbyt wspaniałe. Powodujące zionięcie ogniem nazajutrz. Ale pomocne! Idealne na jesienne przeziębienia. Wystarczy podgrzać mleko, zetrzeć na tarce do niego czosnek (albo pokroić czy pognieść) i wypić - co jest najcięższą czynnością szczególnie dla tych którzy czosnku w dużej ilości nie lubią.

2. Herbata z miodem. Zdecydowanie pyszniejsza opcja. Jest jedna zasada! Nie wrzucamy miodu do gorącej herbaty! Trzeba poczekać, aż się trochę ostudzi, bo inaczej razem z gorącą herbatą, wyparują nam wszystkie zdrowotne właściwości miodku!

3. Syrop z cebuli - jeden z moich smaków dzieciństwa. Jest lekarstwem na ból gardła i kaszel, a przy okazji działa przeciwinfekcyjnie i wzmacnia odporność. Można go pić w okresie zimowym zanim jeszcze jakaś infekcja się pojawi. Jak go przyrządzić? Potrzebujemy tylko cebuli, cukru i słoika. Kroimy cebulę (może być w talarki), układamy gęsto w słoiku, zasypujemy jedną/dwoma łyżkami cukru i zakręcamy. Zostawiamy na jeden dzień, po czym odsączamy płyn który się pojawił. Syrop należy podawać tak jak każdy inny tego rodzaju specyfik czyli 2-3 razy dziennie.
Co prawda nie ma najlepszego smaku, ale działa!

4. Syrop z czosnku! Ta, tak, czosnek i cebula to nasi najwięksi sprzymierzeńcy w walce z chorobą.
Wyciskamy 2 główki czosnku i sok z 3 cytryn. Mieszamy i dodajemy 6 łyżek miodu. Do wszystkiego dolewamy szklankę wody i odstawiamy na jeden dzień. Na koniec odcedzamy i mamy syrop gotowy do picia.

Oprócz tych kilku sposobów, najzwyczajniej w świecie możemy pić herbatę z cytryną/sokiem malinowym. Możemy jeść dużo czosnku, cebuli i innych warzyw, które uzupełnią nasze witaminowe braki. Już teraz powinniśmy zwracać uwagę na czapki, szaliki, rękawiczki, szczególnie gdy wychodzimy z siłowi! Wieczorami jest już na prawdę zimno!


poniedziałek, 16 września 2013

Color Fun 5 km

"Prze_bieg jakiego nie było"
Od samego początku organizatorzy biegu ogłaszali furię barw, mnóstwo kolorów, niespotykaną zabawę. Jak wyszło? Całkiem przecietnie.
Wszystko odbywało się na terenie obok stadionu narodowego (wg. mnie zbyt dużym terenie). Dookoła rozstawione był food traki, stoiska, scena redbulla. Pomimo małego (pół godzinnego opóźnienia) panie z Pure Jatomi całkiem nieźle nakręciły klimat, rozgrzały (choćby emocjonalnie) uczestników, no i wszystko się rozpoczęło. Już dobiegając do pierwszego koloru powiedziałam do koleżanki "coś jasne te kolory" ... i tak też było ze wszystkimi. Niestety w porównaniu do imprezy na której byłam w Śnie Pszczoły, kolory nie zdumiewały, nie były tak wyraźne i wręcz spadały z ciuchów podczas biegu. Dystans był wg mnie idealny. Wystarczajacy dla biegaczy, nie zbyt męczący dla amatorów, spacerowy dla rodzin z dziećmi.
Co do moich osobistych wrażeń:
1. Zdecydowanie słabe kolory
2. Za mało w pakiecie (koszulka by się przydała noo!)
3. Słabo, że nie rozwinęła się żadna impreza po biegu. Fajnie byłoby nakręcić ludzi do tańca. (Chociaż z drugiej strony wiem jak to było po kolorach w Śnie Pszczoły - też wszyscy się szybko zawinęli z miejsca imprezy)
4. Dostałam ładną bransoletkę

Podsumowując: Bardzo, bardzo fajnie, że takie imprezy są organizowane. Mam tylko nadzieję, że za rok będzie dużo lepiej!