piątek, 13 grudnia 2013

Znów na dwóch nogach!

Uf, zdjęłam gips!
Ogólnie rzecz biorąc jestem załamana miękkością mojej łydki i chudością mojej stopy. Na ćwiczenie a tym bardziej bieganie jak na razie nie ma szans. Ledwo chodzę. Zobaczymy jak będzie później.
Strasznie się martwię tą nogą.


Mogę mieć tylko wielką nadzieję, że po prostu będzie z nią wszyyystko ok. Że na wiosnę zacznę biegać i że nie będzie się za mną ciągnąć całe życie ta kontuzja.
Proszę, powiedzcie, że będzie dobrze!

MUZYKA!

sobota, 7 grudnia 2013

Jak mi minął listopad ze złamaną nogą :/

Stwierdziłam, że czas powrócić.
Nie było mnie tutaj baaardzo długo. Totalnie wypadłam z rytmu, totalnie się zaniedbałam i totalnie zapomniałam o jakichkolwiek zasadach zdrowego życia.
A wszystko przez złamaną kość w stopie. Nigdy w życiu nie miałam niczego złamanego, biegałam po parkach, skakałam po murkach i krawężnikach, latałam po koncertach. Nigdy w życiu nic. I patrz... jeden koncert na którym nawet nie było dobrej imprezy. Podskoczyłam w miejscu, noga poleciała w bok i cóż... bolało. Ale przecież "nie można złamać nogi w tak banalny sposob!" Więc chodziłam na niej jeszcze dwa dni. Spuchła, bolała jeszcze bardziej, zrobiła się trochę fioletowa. Więc jednak pojechałam na pogotowie, gdzie w płaczu ("Bo nie pobiegnę półmaratooooonu!!!") i jękach, lekarz włożył mnie w gips.
Przydały się rękawice Olimpu ;)
 


Pierwsze dni - masakra! Cała kondycja zrobiona na siłowni nie równała się wysiłkowi chodzenia o kulach. Każde wyjście do sklepu łączyło się z powrotem z mokrymi plecami. No, ale jakoś się przyzwyczaiłam. Po miesiącu już nie było tak źle ;)
Gips zdejmuję za tydzień. Karnet na siłownię sprzedałam, ponieważ mój plan na najbliższe miesiące obejmuje wylot na stypendium (o którym później), więc wiem, że nie będzie czasu chodzić na siłownię. A poza tym idą święta. Będę ćwiczyć w domu.

Co robiłam przez ten czas z gipsem? I jakie ćwiczenia można z nim robić? To ZASKAKUJĄCE! Ale większość ćwiczeń na brzuch i baaardzo dużo na pośladki mogę robić. Niestety nie ma opcji na żadne cardio... ale mięśnie brzucha utrzymuję w dobrym stanie (pod tłuszczykiem, który zebrał się od siedzenia w domu i łakomstwa). Przez cały okres gipsu mniej wiecej co 2/3 dni robiłam godzinkę brzucha/pośladków. Filmiki oczywiscie z youtube.
Co jadłam? Szkoda gadać... chipsy, Michałki, pizze, tigery (na naukę :/) ... lepiej nie bede o tym mówić. Powiem tylko... że jak złamałam nogę i zaczęłam jeść te świństwa to od razu zaczęłam śmierdzieć. Mój organizm zwariował, pot ogarnęły toksyny, a na twarzy pojawiły się pryszcze.
NIE JEDZCIE TEGO GÓWNA!

Co robiłam przez większość czasu? Uczyłam się chińskiego!
Tak wygląda mój brzuch teraz po treningu. Nie ma tragedii.


Jakie plany na najbliższy czas? 
Po 1. sprawić aby noga spokojnie doszła do siebie. Niestety do sylwestra to ja ostro nie poćwiczę. Zamierzam chodzić na basen, bo to chyba najmniej kontuzyjny sport który znam.
2. Musze sokie kupić opaskę na kostkę co by nic mi się nie stało z nogą. Polecacie jakieś? Albo jakieś odradzacie?
3. Odrzucić syfiaste jedzenie i zacząć znów jesć normalnie.
4. Oszczędzić COKOLWIEK na Sylwestra
5. Pojechać zaraz po Wigilii do Paryża. (Plan jest taki - łapiemy stopa i jedziemy. Wracamy na Sylwestra.)
6. Uczyć się, ogarnąć licencjat i wszystko inne co na dniach powinnam oddać.
7. Kupić Sylwestrową Kieckę! :D

A na koniec - mój nowy zimowy szalik! <3

piątek, 27 września 2013

środa, 25 września 2013

Białe? Oby się nie uzależnić!


Kupiłam białko! Czemu? Głównym założeniem było wieczorne wypchanie żołądka. Zauważyłam, że gdy przyszły te chłodne dni, ciemno i szaro na dworzu to ja zaczynam szaleństwa w kuchni. Nachodziły mnie niesamowite głody, ochoty na najróżniejsze rzeczy. Jadłabym wszystko tonami. Mój współlokator pije białko, a że wiedziałam że ponoć ładnie zapycha żołądek to spróbowałam. I rzeczywiście.

Białko zaleca się osobom trenującym, chcącym budować masę mięśniową, ale też tych na redukcji masy. 
Na moje czekałam chyba ze 3 dni od zamówienia (był weekend). Kupiłam na allegro. Zdecydowałam się na białko firmy OstroVit. Zawiera ono około 80% czystego białka. Za 1800 gram + shaker zapłaciłam 101 zł. Totalnie wszystko z nim w porządku. Wzięłam dwa smaki - truskawka i tiramisu. Mam wrażenie, że tiramisu powoduje u mnie większą sytość. Ale to pewnie tylko placebo ;D Oba smaki są pyszne.

Jak odczucia? 
Po 1 - musze kontrolować ilość białka spożywaną w ciągu dnia. Mając na uwadze wieczornego shake'a, dostosowuję dietę w ciągu dnia, aby nie przedobrzyć z ilością białka.  
Po 2 - piję białko tylko wtedy kiedy w ciągu dnia zrobię trening... tak, tak, robię sobie z tego shake'a pewnego rodzaju pyszną nagrodę. Nie ma treningu - nie ma białka.  
Po 3 - zapycha mi żołądek, nie mam po nim ochoty nic jeść. Pije je wieczorem i  jest ostatnim posiłkiem w ciągu dnia.  Jest lekkie i nie czuję się po nim ociężała, a z drugiej strony na długo daje uczucie sytości.
Po 4 - poruszyło mi też pracę jelit (czy czegoś tam). Krótko mówiąc - szybko po nim robię kupę ;D  
Po 5 - jak już pisałam, mam pyszne smaki. Piję je tylko z mlekiem. Z wodą nie smakują już tak dobrze. Truskawka smakuje trochę bardziej "chemicznie" niż powinna smakować, ale jest dobra. Tiramisu smakuje po prostu jak delikatne tiramisu ;)
Po 6 - szybko się rozpuszcza. Wystarczy chwilę pomachać shakerem i gotowe. Poza tym tworzy się delikatna pianka, która wg. mnie dodaje przyjemności w piciu. (Chociaż wiele osób uważa ją za wadę)

No i tyle. Piję je od jakichś 4 dni. Zobaczymy co będzie później. Myślę, że jeszcze o nim napiszę ;)

UWAGA: Wg. mnie wszystkie suplementy diety są mocno uzależniające. Bardzo łatwo wkręcić się w ich przyjmowanie i robi się ciężko, gdy przestaje się je przyjmować. Uważajcie na swoje zdrowie i pamiętajcie, że podstawa to zdrowa dieta!

wtorek, 24 września 2013

Hulaj dusza piekła nie ma.

Hulaj hopaj hula hopa. Kupiłam je w grudniu. Albo może w styczniu. Jakoś 9 miesięcy temu. Chyba ;D

Dzięki takiemu hula hop można ładnie pozbywać się boczków, a przy tym rzeźbić talię, zwiększyć wcięcie. Działa tez trochę na uda i pośladki. Przez działanie wypustek ujędrnia także skórę na brzuchu i talii.

Ja nie kręcę dużo. Najczęściej ogranicza się to do kręcenia i oglądania Na wspólnej. Włączam sobie TVNPlayer i lecę. 10 minut w jedną stronę, 10 minut w drugą i koniec odcinka. Idealna długość.

Początki były ciężkie. Siniaki, siniaki, obtarcia i bolące żebra. Ale przeszło, da się przyzwyczaić. Warto zacząć od kręcenia w bluzie (nie boli tak bardzo). Poza tym na początku totalnie nie umiałam kręcić w drugą stronę. Musiałam się po prostu nauczyć kręcenia od początku. To ważne ponieważ kręcąc tylko w jedną stronę, możemy stworzyć sobie niesymetryczne wcięcie w talii.

Te grube hula hop z wypustkami mają 3 poziomy 1-najsłabsze - wg mnie nie opłaca się go nawet kupować. 2-średnie - ja mam takie i już jest za słabe. 3- najmocniejsze. Ceny są baaardzo różne. Wahają się od 50 zł na alledrogo  do 100 zł w sklepach sportowych (ja własnie mam takie ze sklepu).

Zdecydowanie zakup warty wydania pieniędzy.

A tutaj jeden z kawałków, które ostatnio mocno katuję. Polecam całą płytę.

Trudno przyszło, łatwo poszło.

Ile ja się zbierałam! Ile myślałam, ile kombinowałam.
Bo zimno, bo ja wolę bieżnię, bo kołdra mnie nie puści, bo ciemno, bo pada deszcz, bo nie mam ubrań, bo nie dam rady, bo będzie mnie bolało gardło, bo będę chora. Wymówek było dużo. Ale jakoś w końcu wczoraj z jednym impulsem - ubrałam się i poszłam pobiegać. Ostatnio gdy biegałam po bieżni to zaczęło mi się nudzić. Stwierdziłam, że jeśli wchodzi w grę bieganie dłużej niż pół godziny - to muszę zacząć biegać na dworzu, bo się najzwyczajniej w świecie zanudzę! No więc pobiegłam.
Na prawdę myślałam, że od razu będzie mnie bolało gardło. Ale nic z tych rzeczy. Założyłam leginsy, bluzkę na długi rękaw, polar, szalik i opaskę na uszy. I było mi idealnie. Przydałyby się tylko skarpetki dłuższe, bo mi trochę wiało po kostkach.
Tak mi się spodobało, że aż 10 km przebiegłam! Nigdy jeszcze nie zrobiłam 10 km w plenerze! Nigdy nie zrobiłam ich biegnąc! Na bieżni może i mi się udało, ale wtedy połowę szłam, więc to totalnie nie to samo.
Było na prawdę fajnie, było rześko, było idealnie do biegania! To prawda! To wszystko co mówią ludzie biegający o tej porze roku. To wszystko się sprawdziło! Teraz będę biegać częściej na dworzu. Tym bardziej, że mam cel. A raczej dwa -   Bieg Niepodległości i Półmaraton Św. Mikołajów. Jeden w listopadzie, a drugi miesiąc później i dwa razy dłuższy. 10 km w listopadzie się nie boję. 21 w grudniu już tak. Trzeba będzie zrobić kondycję. Już się nie mogę doczekać! :D

A jak czasy mi wyszły?
  • najszybszy 1 km 5m:21  
  • 5 km 29m:43s
  • 10 km 1g:05m:15  
Całkiem mi się podoba. Całkiem jestem dumna ;D 
Tym bardziej, że tego samego dnia rano byłam na Pure Pump i robiłam brzuch. :D

P.S. Potrzebuję nowej muzyki do biegania. Jeszcze nie znalazłam nic lepszego niż stare, dobre The Prodigy. Masz może coś ciekawego, mocnego co mogłabym sprawdzić?

poniedziałek, 23 września 2013

Połączenie idealne

Jadłeś kiedyś banana z pomarańczą/mandarynką/grejpfrutem? Spróbuj! Pyszne połączenie!

niedziela, 22 września 2013

Tanio dały dupy.

Vty
Pisałam już, że kupiłam sobie nowe buty.
Pisałam też, że kosztowały stówkę.
Pisałam oczywiście, że je sprawdzę i napiszę.

No i sprawdziłam. W tym przypadku tanio nie znaczy dobrze. Tanio znaczy słabo.

Przypomnę, że kupiłam buty firmy Vty kompletnie przypadkowo w Deitchmannie. Kosztowały 100 zł i w sklepie uznałam, że będą super, bo były bardzo lekkie i wygodne. I tutaj nadal nie zmieniłam zdania. Są to bardzo wygodne, leciutkie buty. Idealne do latania po mieście, spacerowania po parku itp. I tutaj zalety się kończą.
Buty mają totalnie słabą przyczepność, na sali podczas zwykłych wypadów się ślizgają, a co dopiero podczas pompek czy wykroków z obciążeniem :/ Kompletnie nie nadają się na salę.
Kalenji
Jak w bieganiu? Na bieżni nie ma tragedii, chociaż kompletnie nie dorównują moim pierwszym, niedoścignionym butom z Decathlonu firmy Kalenji. Vty kompletnie inaczej trzymają się na nodze, nie amortyzują, są tak lekkie, że czasem boję się że się przewrócę, bo mi za szybko nogi polecą ;D Na dworzu też ta przyczepność kuleje. Najbardziej czuć w podbiegach i zbiegach z górek :/
Oprócz tego już teraz (po miesiącu użytkowania) zauważyłam, że zaczęła mi schodzić farba z białej podeszwy. Delikatnie, ale jednak. Jeśli dalej tak będzie to niestety je oddam do reklamacji.


sobota, 21 września 2013

Osz choroba, ale dziś dobrze zrobiłam!


Piękny dzień! Słońce! Ciepło! Wspaniałe, niebieskie niebo...

Rusz dupę i idź na spacer! Trzeba korzystać puki jest ładnie, bo zaraz się skończy!

Ja dzisiaj pomimo końcówki choroby, wybrałam się na siłownię.  
No nie mogłam wytrzymać już do cholery jasnej! 
        Już wczoraj zrobiłam sobie w domu mały trening (10 minut rozgrzewki cardio +30 minut abs). Choroba wykończyła mój organizm i wykończyła mój mózg, który codziennie mi mówił "Idź na siłownię! Rusz się! Nie bądź leniem!"
Moja biedna główka jest już przyzwyczajona do tego, żeby wmawiać mi to na co nie mam siły. Tzn... z reguły nie mam siły, ale główka mi karze więc idę i wtedy już siłę mam. Bardzo mądra główka.
Rozkmina końca lata.
Od poniedziałku chorowałam, od środy mnie nosiło. Chciałam iść na dancehall, który jest nowością w pure'owym grafiku, ale stwierdziłam, że chorobę trzeba poczekać. No i leżałam, i leżałam, piłam mleko z czosnkiem i herbatki, aż do dziś. Zebrałam się rano i poszłam na 1,5h cyclingu. Było dobrze. Trening na szczęście nie był ciężki.
Najlepsze było, gdy wracałam. Właśnie wtedy zakochałam się w dzisiejszym dniu. Świeciło słońce, grzało mi w twarz. Szłam sobie w dresie ulicami, a potem parkiem i śmiałam się sama do siebie, że jest tak fajnie.
        Czasem ludzie tak mają... są tak szczęśliwi, że się smieją jak głupki, a ludzie na ulicy myślą, że coś z nimi nie tak. Ja takie śmiechujki mam głównie w okresach zmęczenia po treningu. Albo gdy zrobię coś nowego... albo gdy cały dzień płynę kajakiem... albo cały dzień spędzę na stoku ze snowboardem. To mnie najbardziej uszczęśliwia. Czasem nawet myślę, że moje życie powinno polegać tylko na tym. Tylko na sporcie. Ale z drugiej strony... czy jest możliwe, żeby zajmować się w życiu tylko tą największą pasją? Są przecież inne zainteresowania, rzeczy bardziej dochodowe, bardziej konkretne.
Na czym skupić się najbardziej?
Na co przeznaczyć najwięcej czasu?
Czemu oddać się bez pochamowania?
Totalnie w tym momencie nie wiem. Czy poświęcając się temu co uwielbiam , nie dotrę do momentu w którym jedyne co mi zostanie w życiu to brak pieniędzy na życie i pasja która straci sens?

Let's sweat!

piątek, 20 września 2013

Znasz Antona? - motywacja na dzień dobry


           

Anton Krupicka - ultrarunner ze Stanów. Ma na koncie mnóstwo wygranych na dystansach 100- i 50-milowych po górach. Skubany! Pierwszy maraton przebiegł gdy miał 12 lat!
Raczej nie używa GPSa, ani żadnych innych aplikacji i udogodnień dla biegaczy. Z reguły biega bez koszulki w lekkich spodenkach i butach. Charakteryzuje go całkiem hipisowski wygląd - długie włosy i broda.
Patrząc na niego ma się ochotę powiedzieć "człowiek z lasu!". I w sumie byłoby to całkiem poprawne. Anton jest człowiekiem, który kocha naturę i uważa ją jako integralną część życia.

To zabawne... nigdy nie interesowałam się tak długimi maratonami, ani tym bardziej biegaczami, którzy gdzieś tam po drugiej stronie globu skaczą sobie po górach, skałkach i lasach. A jednak... jak zobaczyłam ten film, to tak mi się przyjemnie zrobiło. Aż mam ochotę iść pobiegać (chociaż jestem chora) Poczułam bijącą od niego witalność, zdrowie i szczęście. Ja - mieszkająca w mieście, lubiąca biegać po parku, ale bez przesady... nie marząca o domku na wsi. Nagle zapragnęłam takiego czegoś... zabrakło mi natury. Chyba trochę chciałabym pomieszkać na pustkowiu, gdzieś w górach, gdzie czas spędzałabym tylko na kontakcie z naturą. Zatęskniłam za obozami harcerskimi na których spędzałam każde lato w dzieciństwie. Siedziałam wtedy z drużyną 3 tygodnie w lesie, budowałam łóżka itp.Tworzyliśmy wtedy pewnego rodzaju "część lasu". Najpiękniejsze były poranki (chociaż mocno zimne) - pachnące, wilgotne, rześkie i zdrowe. To było coś! 

A jak już jesteśmy przy bieganiu po górach - w Polsce też są tego zapaleńcy! KLIK Bieg Rzeźnika to aż 80-kilometrowa trasa po górach. Kamienie, skałki, pot, łzy i natura w pełni tego słowa znaczeniu. Czego chcieć więcej?! :D


A Ty, po zobaczeniu tego filmu... nie masz ochoty iść pobiegać?

czwartek, 19 września 2013

Jak nie poddać się jesiennemu przeziębieniu.

Wszyscy! Dosłownie wszyscy dookoła kichają, kaszlą, trzęsą się z zimna. Myślałam, że mnie to ominie. Że jako w dzieciństwie chorowałam co dwa tygodnie, teraz już tak łatwo mnie to nie złapie. No i niestety. Wystarczył jeden wyjazd, spotkanie z dwoma przeziębionymi koleżankami, Color run... i wróciłam do domu z chorobą. Nie zmogło mnie totalnie, ale codziennie mam inne objawy. Jednego dnia bolało gardło, potem zaczął się katar, potem dreszcze, a teraz kaszel. Nie chcę po raz kolejny wpieprzać się w antybiotyk, więc walczę naczej.
To kilka moich ulubionych sposobów:

1. Ciepłe mleko z czosnkiem. Nie zbyt pyszne, nie zbyt wspaniałe. Powodujące zionięcie ogniem nazajutrz. Ale pomocne! Idealne na jesienne przeziębienia. Wystarczy podgrzać mleko, zetrzeć na tarce do niego czosnek (albo pokroić czy pognieść) i wypić - co jest najcięższą czynnością szczególnie dla tych którzy czosnku w dużej ilości nie lubią.

2. Herbata z miodem. Zdecydowanie pyszniejsza opcja. Jest jedna zasada! Nie wrzucamy miodu do gorącej herbaty! Trzeba poczekać, aż się trochę ostudzi, bo inaczej razem z gorącą herbatą, wyparują nam wszystkie zdrowotne właściwości miodku!

3. Syrop z cebuli - jeden z moich smaków dzieciństwa. Jest lekarstwem na ból gardła i kaszel, a przy okazji działa przeciwinfekcyjnie i wzmacnia odporność. Można go pić w okresie zimowym zanim jeszcze jakaś infekcja się pojawi. Jak go przyrządzić? Potrzebujemy tylko cebuli, cukru i słoika. Kroimy cebulę (może być w talarki), układamy gęsto w słoiku, zasypujemy jedną/dwoma łyżkami cukru i zakręcamy. Zostawiamy na jeden dzień, po czym odsączamy płyn który się pojawił. Syrop należy podawać tak jak każdy inny tego rodzaju specyfik czyli 2-3 razy dziennie.
Co prawda nie ma najlepszego smaku, ale działa!

4. Syrop z czosnku! Ta, tak, czosnek i cebula to nasi najwięksi sprzymierzeńcy w walce z chorobą.
Wyciskamy 2 główki czosnku i sok z 3 cytryn. Mieszamy i dodajemy 6 łyżek miodu. Do wszystkiego dolewamy szklankę wody i odstawiamy na jeden dzień. Na koniec odcedzamy i mamy syrop gotowy do picia.

Oprócz tych kilku sposobów, najzwyczajniej w świecie możemy pić herbatę z cytryną/sokiem malinowym. Możemy jeść dużo czosnku, cebuli i innych warzyw, które uzupełnią nasze witaminowe braki. Już teraz powinniśmy zwracać uwagę na czapki, szaliki, rękawiczki, szczególnie gdy wychodzimy z siłowi! Wieczorami jest już na prawdę zimno!


poniedziałek, 16 września 2013

Color Fun 5 km

"Prze_bieg jakiego nie było"
Od samego początku organizatorzy biegu ogłaszali furię barw, mnóstwo kolorów, niespotykaną zabawę. Jak wyszło? Całkiem przecietnie.
Wszystko odbywało się na terenie obok stadionu narodowego (wg. mnie zbyt dużym terenie). Dookoła rozstawione był food traki, stoiska, scena redbulla. Pomimo małego (pół godzinnego opóźnienia) panie z Pure Jatomi całkiem nieźle nakręciły klimat, rozgrzały (choćby emocjonalnie) uczestników, no i wszystko się rozpoczęło. Już dobiegając do pierwszego koloru powiedziałam do koleżanki "coś jasne te kolory" ... i tak też było ze wszystkimi. Niestety w porównaniu do imprezy na której byłam w Śnie Pszczoły, kolory nie zdumiewały, nie były tak wyraźne i wręcz spadały z ciuchów podczas biegu. Dystans był wg mnie idealny. Wystarczajacy dla biegaczy, nie zbyt męczący dla amatorów, spacerowy dla rodzin z dziećmi.
Co do moich osobistych wrażeń:
1. Zdecydowanie słabe kolory
2. Za mało w pakiecie (koszulka by się przydała noo!)
3. Słabo, że nie rozwinęła się żadna impreza po biegu. Fajnie byłoby nakręcić ludzi do tańca. (Chociaż z drugiej strony wiem jak to było po kolorach w Śnie Pszczoły - też wszyscy się szybko zawinęli z miejsca imprezy)
4. Dostałam ładną bransoletkę

Podsumowując: Bardzo, bardzo fajnie, że takie imprezy są organizowane. Mam tylko nadzieję, że za rok będzie dużo lepiej!


piątek, 30 sierpnia 2013

Women's Health no 2!


Jest dres, jest leżaczek, jest balkon i woda z cytryną.

Jest relax i nowy numer Women's Health. 

Chłonę!

wtorek, 27 sierpnia 2013

Nowe wyzwanie - szpagat!

Skąd się wzięło? Trochę pokręcona historia. Stwierdziłyśmy z kumpelą, że czas znaleźć męża. No i od słowa do słowa, od pomysłu do pomysłu wyszło, że trzeba umieć zrobić szpagat i wtedy faceci znajdą się sami :D hahaha głupi pomysł, ale motywacja jest! A jak jest motywacja to i sukces będzie.
Inspiracja wzięła się od Agaty o której już wcześniej pisałam. Agata zrobiła szpagat w miesiąc. Ja oczywiście nie jestem, tak rozciągnięta jak ona na początku. Ale mam nadzieję, że się uda :D

Czas realizacji:
-30 września - szpagat wykroczny (Szczerze powiedziawszy nie wiem czy dam radę, bo jestem bardzo słabo rozciągnięta. Ale będę walczyć!)
31 grudnia - szpagat poprzeczny i wykroczny

Jak to zrobię?

Ćwiczenia tej Pani. Raczej klasyczne, proste. To co ona tutaj robi, ja robię jakieś 15 minut albo więcej. Liczę do 3, wydycham powietrze, pogłębiam, liczę do 3.... itd
Wczoraj robiłam je podczas oglądania serialu, zdecydowanie się sprawdza.



I ćwiczenia tego Pana - do szpagatu poprzecznego. Oczywiście nie jestem w stanie zrobić większości tego co on, ale ważne żeby posiedzieć długo w pozycji, pogłębiać, rozciągać i zmierzać do celu!


Wczoraj robiłam ćwiczenia z obu filmów. Nie wiem czy to dobrze, że od razu rozciągam się w obie strony. Myślę, że to niczemu nie szkodzi. Dużo siedzę na podłodze, nawet teraz pisząc trochę rozciągam nogi, ponieważ po wczorajszym rozciąganiu mam delikatne zakwasy :D

Znacie jeszcze jakieś filmy albo sposoby rozciągania do szpagatów?
 Chętnie obejrzę, poczytam, przetestuję. 

How's that


Siłownie zewnętrzne się szerzą! Pojawiają się wszędzie, widoczne są nad jeziorami, nawet Warszawa planuje zaopatrzyć się w taką siłownię dla każdej dzielnicy miasta. Oczywiście powstała taka i u mnie. Dla małego miasta (około 25 tys) taka siłownia jest nowością, wiele osób pewnie nawet nigdy w życiu takiej nie widziało. Przeszłam się w jej okolice zobaczyć jak to wygląda, jakie są sprzęty itp. Niestety nie mogłam skorzystać z żadnego przyrządu, ponieważ wszystkie były pozajmowane przez gromadki dzieci. Jest 10 sprzętów, na każdym wszystko ładnie opisane (partia mięśniowa i opis ćwiczeń) więc podoba mi się to jak najbardziej. Mam tylko wielką nadzieję, że siłownia nie stanie się nowym miejscem nocnych imprez alkoholowych w naszym mieście. Szkoda by było tak fajnej inicjatywy. Sama nie mogę się doczekać, kiedy przejdzie dziecięcy szał i będzie można tam pobiec i poćwiczyć ;D

A co w moim treningowym życiu? Ostatnio słabo, nightskating (dla mnie prawdopodobnie przedostatni w tym sezonie :( ), weekend w Wawie, potem Łódź, w końcu Toruń i 3-dniowa wizyta moich sióstr w czasie której pewnie nie bardzo będę miała czas pójść na siłownię.
Ale za to kupiłam sobie nowe buty! Są świetne! Leciutkie i wygodne prawie jak free runy. I to za jedyne 100! Znalazłam je w Deitchmanie, kompletnie przypadkowo (z resztą jak zwykle :P) Co prawda jeszcze nie testowane w biegu, ani na silowni, ale chodzilam w nich po domu caly dzień i je kocham ;D

Plany wrześniowe:
15-go Color_Fun 5km
29-go Bieg na piątkę
Czyli w pewnym sensie robię podsumowanie tego co zrobiłam w tym roku. Jeszcze nigdy nie startowałam w takich biegach. W sumie zainteresował mnie Maraton na rolkach który odbywa się w ramach Maratonu Warszawskiego. Ale to są 42 km które trzeba zrobić w czasie 2,5h z tego co rozumiem. Więc to chyba nie dla mnie. Ja robię jakieś 25 km w 2h.

 Coś dla ucha albo bardziej oka.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Za duże łapy.

Co tam u Was? Coś tam u mnie.
Treningi lecą całkiem ładnie. Co prawda jedzenie nie jest idealne, motywacji do nauki też nie ma (a powinna być i to nie mała). Motywacja do ćwiczeń jest ogromna! Dziś udało mi się znów zrobić 5 km biegiem na powietrzu. Często zdarza mi się to na siłowni, a na dworzu jakoś biegać nie lubię. Ale jestem z siebie dumna. Chociaż już teraz czuję, że powietrze jest chłodniejsze i biega mi się mniej przyjemnie niż w te upały, które były jeszcze kilka dni temu. Na serio je lubiłam, lubiłam w ten upał jechać 20 km na rowerze, lubiłam biegać i robić inne rzeczy w takich temperaturach. Będę za nimi tęsknić.

Wczoraj byłam na nowiutkim basenie uniwersyteckim w Toruniu. Można się do wielu rzeczy przyczepić, mógłby być totalnie lepszy i nowocześniejszy... i praktyczniejszy. No, ale zbudowali taki jaki jest (np. bez normalnych trybun) więc trzeba się zadowolić tym, że w ogóle jest. I to całkiem blisko mojego mieszkania! :D Zrobiłam wczoraj 2,5 km i jestem radosna. 
Dziś robiąc Skalpel zauważyłam, że moje barki są większe. To na 100% skutek tego, że w ostatnich tygodniach popływałam trochę więcej niż zwykle.
Nie wiem czy to widać na zdjęciach. Uważam, że mam za duże ramiona i te mięśnie takie przy karku. Nawet nie wiem co miałabym robić, żeby je zmniejszyć. Nawet w google wpisałam "jak zmniejszyć biceps", ale nic takiego nie ma. Wszyscy chcą zwiększać :D
A może to już paranoja i obsesja na punkcie ramion?
Muszę ograniczać basen, to akurat pewność.

A tak poza treningami... to robiłam z mamą ostatnio dżem :D W sumie miałam mały wkład, ale jednak! Będę miała dżemiki z brzoskwiń i wiśni na zimę. Jest radość! :)










Macie tutaj jeszcze jeden niemały motywator.
Bo marzenia i cele są po to, żeby je spełniać!


sobota, 10 sierpnia 2013

Co zakładam na siłownię.


Napiszę dziś o kilku ciuszkach w których ćwiczę.

 Najpierw biustonosz (czyli podstawa kobiecego fitnessu!)


Na samym początku ćwiczyłam w normalnym biustonoszu na który miałam założony taki sportowy top i na to jeszcze bluzkę. Było ok… tyle, że podczas treningów zwykłe biustonosze się po prostu niszczą, często uwierają i nie pełnią swojej roli tak jak powinny. Trochę nosiłam się z kupnem sportowego biustonosza, pierwsze na co zwróciłam uwagę przy wyborze to to, aby miał on zapięcie. Nie chciałam topu tak po prostu wkładanego, bo twierdziłam (i twierdzę do tej pory), że rozciągnie się on podczas częstego zakładania i zdejmowania, i nie będzie już taki dobry. No i w końcu, wybrałam się na zakupy, przeszukałam Decathlon, sieciówki sportowe i znalazłam ten prawie idealny w sklepie Nike.

Jestem naprawdę zadowolona z kupna tego biustonosza. Dzięki temu, że jest zapinany z tyłu – mam pewność, że się nie rozciągnie i że dobrze trzyma mój biust. Zapięcie kompletnie nie uwiera, jest proste w obsłudze i w ogóle go nie czuć podczas treningu. Nie wiem tylko, czy do moich piersi nie powinnam mieć, pomimo wszystko, biustonosza, który będzie podtrzymywał je oddzielnie. Mam rozmiar małe C i w teorii do końca pewna nie jestem. No, ale w praktyce sprawdza się ten więc chyba jest ok. ;D Kupiłam rozmiar B/C. Biustonosz jest idealnie przyległy, obcisły i wygodny. Nawet podczas ciężkich treningów z mnóstwem podskoków i szeroką gamą ruchów – nic mi się nie przesuwa i nie boli, nie muszę się łapać z piersi, gdyż mój biustonosz idealnie je podtrzymuje ;D

Poza tym jest po prostu ładny. Mógłby mieć trochę żywszy kolor, ale ten też jest fajny.

Co do wad… bo przecież nie mogłoby się bez nich obyć. Biustonosz ma trochę zbyt cienkie ramiączka. Na początku stwarzało to dyskomfort i bałam się po prostu, że będzie mnie uwierać cały czas. Po czasie jednak przyzwyczaiłam się i teraz jest już ok. ;D


A teraz spodnie:

Pierwsze, które kupiłam (i moje ulubione) to Adidaski Essentials, za kolano, idealnie przyległe. Gdy je pierwszy raz przymierzyłam, szycia z tyłu wydawały mi się dziwne i krzywe. Ale stwierdziłam, że wyglądam w nich dobrze więc kupiłam. Ćwiczę w nich już kilka miesięcy i nie mam zastrzeżeń. Idealne na siłownie, na pilastes, na fitness. Można się rozciągać i można skakać. Nie spadają, nie uwierają. Dużą zaletą jest to, że mają dość wysoki stan co od razu poprawia wygląd brzucha, delikatnie opina, a przy tym nie ściągają się z tyłka np. podczas jogi. Ogólnie kocham je, są na prawdę rewelacyjne.



Kolejne spodenki to już Nike do biegania. Kupiłam je w sumie przypadkowo. Od dłuższego czasu rozglądałam się za krótkimi spodenkami na lato, ale nic konkretnego nie spotykałam. No i nagle się natknęłam na Nike Twisted Tempo Short. Są wygodne, nie uwierają, raczej nie krępują ruchów. Fajnie wyglądają, ciekawie łączą kolory. Największą ich zaletą jest to, że mają z tyłu kieszonkę idealną na telefon. Nie mam jeszcze opaski, żebym mogła biegać z telefonem na ramieniu, więc kieszonka sprawdza się idealnie podczas biegania. Poza tym zawsze mogę tam wrzucić 2 zł na wodę i klucz od domu, co na prawdę jest zbawieniem. Ponadto z tego co czytałam, wyposażone są w elementy odblaskowe (białe szycia), które widoczne są podczas wieczornych treningów. Ale tego akurat nie sprawdziłam, nie wiem czy rzeczywiście światło się odbija od tych paseczków.
Co do wad – jak to spodenki do biegania, nie zbyt nadają się na fitness. Podwijają się na dole, nie są zbyt uciągliwe co przeszkadza np. w robieniu przysiadów czy choćby skipie A. Ale i tak je kocham! Głównie za tę kieszonkę :P

 Ogólnie rzecz biorąc mam wielką nadzieję, że z nowym rokiem akademickim kupię jeszcze kilka rzeczy :D Mam ochotę na jakieś leginsy znów. Na zimę byłyby idealne. KOCHAM SPORTOWE CIUCHY!

Wykorzystano zdjęcia: www.keller-sports.com, www.fitnesstrening.pl

czwartek, 1 sierpnia 2013

Każdy ma podsumowanie. Mam i ja!

Początek sierpnia, czas na podsumowanie.
Lipiec był miesiącem w którym miałam sprawdzić moją silną wolę i siłę do działania. Zostałam w rodzinnym domu z pełną lodówką i szafkami pełnymi pokus. Ogólnie jestem osobą, która największą ochotę na obżarstwo ma wtedy kiedy nikt nie widzi. Wydaje mi się, że wywodzi się to z tego, że mam dwie młodsze siostry z którymi zawsze musiałam się dzielić. Pamiętam, że już gdy byłam mała sprawiało mi przyjemność chowanie sobie słodyczy i zjadanie w samotności, kiedy wszystko bedzie tylko dla mnie.
Teraz też mam takie zapędy. Jak zostaję sama to od razu bym coś spsociła i wszamała. Dlatego szczerze mówiąc bałam się zostać "sam na sam z lodówką", no ale jakoś dałam radę.
Lipiec był też miesiącem kiedy wróciłam na basen. Treningów nie było dużo, ale przekonałam się, że miłość do wody jest wieczna ;D
Co do nowości to założyłam sobie też notatnik. Przez cały miesiąc zapisywałam co jadłam (bez oszukaństw!) i co trenowałam. Fajnie teraz to wszystko przejrzeć.

Moje treningi. (krzyżyk to 1 dzień okresu)
Moj lipiec wyglądał tak:

-8 dni bez treningu +2 dni prawie nic nie robienia
-8 dni słodyczowych
-2 obiady w KFC
-3 razy piłam alkohol
-8 razy biegałam
-3 razy jeździłam na rolkach (w tym 1 Nightskating)
-6 razy pływałam
-2 razy jeździłam na rowerze
-poza tym wszystkim robiłam treningi z Mel B, Ewką, ABS-y i super ;D

Podsumowując:
-piłam za mało wody
-robiłam za mało brzucha
-poległam w kfc
-dałam radę z treningami i nie odpuszczałam
-jadłam dużo owoców
-trochę za mało świeżych warzyw
-chyba podobam się sobie

Plany na sierpień:
-niestety nauka (szczerze mówiąc mam egzystencjalną niemoc i odechciało mi się studiowania)
-treningi w Pure (będę w Toruniu i nie będę miała ze sobą roweru, ani ukochanego basenu ;( )
-zdrowe jedzonko (więcej sałatek)
-pić zieloną herbatkę
-NIE ODPUSZCZAĆ (i w nauce i w treningach)
-poznać nowych ludzi (tak straaasznie mam ochotę na jakąś nową ekipę pełną życia)


środa, 31 lipca 2013

Tylko trening i padam spać.

Padam po całym dniu pracy, treningu i wszystkim innym. Wrzucam tylko mój dzisiejszy trening i lecę spać.

5 km biegu + Total fitness 2 z Tomkiem który pięknie zdejmuje koszulkę i daje czadu w ostatniej rundzie ;D Było raczej lajtowo, w TF robiłam pajacyki w przerwach, spociłam się i zmachałam. Dobry trening, chociaż nie zbyt mocny jak na mnie. Z resztą pisałam już o tym tutaj. Moje wrażenia nie zmieniły się od 1 razu. :P



Już jutro kolejny nightskating! <3 A na dobrą noc macie moją miłość ostatnich dni. Głos <3

wtorek, 30 lipca 2013

Like it!

Wycieczka. Moje nogi nad resztkami mostu
Ojjj, lubię mieć wolne dni kiedy mogę zaplanować dużo sportu, dwa treningi czy po prostu poświęcić czas tylko sobie... o ile nie poświęcam go na objadanie się ;)
Dziś poleciałam z TURBO, potem chciałam zrobić trening na brzuch, ale niestety w połowie odpadłam. Trening Jillian nie jest mocno męczący, ale po Turbo niestety nie dałam już rady. Odpadły mi nogi i ręce (a w perspektywie był jeszcze wieczorny basen)
Na maksa mam ochotę zrobić sobie jednodniowy maraton. Dokładnie planuję 20km rower, 11 km kajak, 20 km rower. Plan jest, chętni są, czasu brak. Ale jeszcze to zrobimy! Nadejdzie ten moment ;D




Między treningami był czas na kolejny koktajl (mam ostatnio na ich punkcie obsesję!). Najchętniej żyłabym tylko na koktajlach. Są pyszne, chłodzące i zdrowe.
Dziś był banan + arbuz. Ja dodałam jeszcze trochę mleka, ale było ono kompletnie nie potrzebne, bo tylko rozrzedziło mi koktajl.
Arbuza dostałam z Chorwacji. Przywieźli mi rodzice. Kocham go (chociaż już się kończy) Mogłabym go jeść cały czas... szkoda tylko, że tak strasznie duży brzuch jest po nim. :(


No i wieczorem się na ten basen wybrałam. Zrobiłam 2,3 km w 55 minut chyba. W miarę ok, ale byłam zmęczona więc przyłożyłam się tylko do pierwszego kilometra, a potem raczej płynęłam lajtowo.  

Macie tutaj piękny film. Akwarium w Japonii. (pełny ekran i HD!!!) Zapraszam ;)



poniedziałek, 29 lipca 2013

Rower i kolejny shake

Po wczorajszyj rolkach znów mam masakryczne odciski! I to na obu stopach od wewnętrznej strony. Ja już nie wiem co mam robić... Po każdej dłuższej przejażdżce na rolkach mam tydzień wyjęty, bo bolą mnie odciski. Niby na rower wsiądę, ale rolek nie dotknę, bo boli. Chciałabym jeździć dwa razy w tygodniu, a nie ma takiej opcji przez te odciski. Czy Wy też tak macie?

Dziś pojechałam sobie nad zalew blisko mojego miasta (20 km) na rowerze. Odbywał się tam mini triathlon (o którym nie wiedziałam). Trochę się zdenerwowałam, bo tam było tylko około 1,5 km pływania, 20 km roweru i 5 km biegu. Myślę, że dałabym radę, a nie startowałam, bo nic o tym nie wiedziałam. Tym bardziej się zdołowałam, że większość zawodników płynęła dużo gorzej niż ja. Ok, mogli mocno nadrabiać rowerem i biegiem... pomimo wszystko, byłam zła, że nie zabrałam kostiumu... Ale może jeszcze coś takiego będzie. To przecież dopiero połowa wakacji! :D

Łącznie zrobiłam 40 km na rowerze. Było super. Szkoda tylko, że nie mam towarzysza do takich szybkich wycieczek.

Kolejny potreningowy koktalj: (standardowo) mleko, lód, banan + 1,5 nektarynki.  KOCHAM! <3


sobota, 27 lipca 2013

Dwa tygodnie mocno pracowite zakończone. Przede mną woodstock i sierpień pełen siłowni i nauki do poprawek.
Tymczasem... jestem właśnie po treningu. Zrobiłam dziś prawie 20 km na rolkach + 3 absy które wrzuciłam w poprzednim poście. Oczywiście, jak zwykle w połowie jazdy wyłączyło mi się endomondo. Nie rozumiem czemu tak się dzieje. Też Wam robi takie psikusy ta aplikacja?

Po treningu zrobiłam sobie pyszny koktajl.
 Kostki lodu, trochę mleka, borówki i banan <3 Był rewelacyjny, orzeźwiający. W sam raz na "po treningu" i w sam raz na gorące dni.

A tu leżę po treningu. Idealnie widać ile brzucha muszę jeszcze zrzucić :/


A na koniec macie jeszcze Justina! ;D

Justin Timberlake - Tunnel Vision (Explicit) from adio686 on Vimeo.

czwartek, 18 lipca 2013

Mój dzisiejszy trening

Bieganie było najgorsze, bo zawsze mam na smyczy psa, który jest szybszy ode mnie, a dziś pies był wyjątkowo leniwy i raczej musiałam go ciągnąć niż za nim biec :(


Po bieganiu poćwiczyłam z Ewką


A potem zrobiłam 3 absy

'
W turbo jak zwykle najgorszej było do 5 rundy. A w absie hmmm chyba ostatnie ćwiczenia :P Zdecydowanie polecam taki zestawik, ciężko, ale cudownie ;D

Praca wre!

Tylko krótka notka.
Byłam już 3 raz na basenie. Wczoraj zrobiłam po raz drugi 2 km. Za pierwszym razem zmieściłam się w godzinie. Wczoraj 2 km zrobiłam w 45 minut. Idzie do przodu wszystko.
Trochę teraz pracuję więc jedyne co robię w ciagu dnia to praca i trening... ewentualnie po treningu mała przechadzka po mieście tak jak wczoraj.
Dziś trochę biegu i chyba walnę Killera ;D

Nadal lubię.

sobota, 13 lipca 2013

Pływam znów!

Popływałam! :D
     Wybrałam się dziś na basen poprawić sobie humor. 
     Moja historia związana z basenem jest całkiem długa i zawiła. Kiedyś trenowałam, całkiem mocno, był okres, że dwa razy dziennie. Potem jakoś się rozpadło, namieszało i nawet nie wiem czemu przestałam. Niby co jakiś czas wpadałam na basen, ale to już nie były treningi. Po drodze zrobiłam ratownika WOPR, patent motorowodny. No i w 3 klasie liceum wróciłam na rok na basen, pływałam chyba, żeby się wyżyć i nie myśleć o maturze. Poza tym miałam wtedy bardzo fajną ekipę na basenie. Było nas 4-8 osób codziennie no i tak siebie nawzajem nakręcaliśmy do pływania. Potem poszłam na studia, od razu zapisałam się do sekcji w AZS-ie, ale przy mojej ilości zajęć nie miałam szans na pływanie, ponieważ basen jest na drugim końcu miasta i szczerze mówiąc wkurzało i męczyło mnie te dojeżdżanie więc dałam sobie spokój.
     Studiuję w Toruniu i basen miejski w centrum miasta jest taką tragedią, że nie będę komentować. PRL, brud, syf i ubóstwo. Dlatego byłam tam raz i więcej nie pójdę. Na szczęście buduje się basen uniwersytecki. Miał być czynny w kwietniu, ale jak to zwykle z takimi budynkami - może otworzą go w październiku.
Tak, więc jak zrezygnowałam z AZSu to przestałam pływać całkowicie. Przez pewien czas mi tego brakowało, a potem się przyzwyczaiłam do braku chloru. Byłam w grudniu na basenie i w ogóle stwierdziłam, że już tego nie kocham. Zmęczyłam się wtedy po 200 m w wodzie i wkurzona wróciłam do domu. Ale co się dziwić... byłam w zerowej kondycji.
     Dziś było dużo lepiej. Od początku czułam, że mam siłę pływać, każdy basen przychodził z lekkością. Było fajnie! Wydaje mi się, że zawdzięczam to wszystkim ćwiczeniom na siłowni i poza nią.
No i w taki sposób zrobiłam sobie dziś 1,5 km (50 długości basenu). Chyba znów kocham wodę, chyba po prostu byliśmy w separacji, a teraz do siebie wrócimy. Mam nadzieję! :D
Moje ulubiona wodna grafika . Michael Phelps and Julian Moore for Disney.
     Ogólnie oprócz miłości do wody, darzę też miłością mój basen w mieście rodzinnym. Spędziłam na nim pół życia. Do tej pory pracuje sporo tych samych ratowników co wtedy. Zawsze gdy pójdę na basen, ktoś spyta co u mnie, pogada, pośmiejemy się. Zawsze na maksa mnie to relaksuje. Jest po prostu fajnie! :D
Planuję przez najbliższe 3 tygodnie trochę popływać. Oby tylko nie weszło mi w barki, bo to zawsze był mój kompleks! :/ (Serio bardzo szybko mi rosną barki)

A jak pływam? Ogólnie nie lubię pływać długimi dystansami. Lubię krótkie przerwy i zmiany stylów.
Kiedyś pływałam setkami... np. 400 m + 400 m + 200m .... 
Potem kumpel wkręcił mi, że łatwiej jest po 10 długości basenu... wtedy kilometr robimy na 4 razy, a nie na 5 razy. No i robię takie dyszki
Dziś pływałam tak:
-250 m kraul, 
-100 m żaba, 50 m kraul, 100 m żaba  
(czyli 20 długości - 500 m)
I to wszystko powtórzyłam 3 razy ;D

Z czasem będę pływać więcej i patrzeć na czas. Dziś zajęło mi to mniej więcej 40 minut, ale dokładnie nie mam pojęcia, bo nie płynęłam na czas a raczej na rozpływanie.

A Wy pływacie? 

piątek, 12 lipca 2013

Nightskating Havai i nowy kostium na basen!

Mój drugi Warszawski Nightskating w tym roku. We wtorek, na rozgrzewkę, zrobiłam sobie 12 km na rolkach po mieście. Wczoraj przewidziane było 19 km ulicami Warszawy, więc nie byłam zbyt przerażona. CO lepsze, był to nightskating w stylu hawajskim! :D
 Bałam się tylko o moje kostki, które ostatnio niemiłosiernie się obcierają. No i trochę o kolana, które dają się we znaki na rolkach i rowerze.
Ola, Pan z genialnym strojem i ja :D
Tym razem na przejazd pojechałam z nowo poznaną koleżanką (znalezioną na kolorowej imprezie). Ola zapoznała mnie z weteranami Nightskatingów, ludźmi którzy jeżdżą na wszystkie od samego początku. No i nie powiem... niektórzy po 60 lat, a dawali radę nawet się nie pocąc (gdy ze mnie lało się maksymalnie!!!) Tym razem jechałam z przodu peletonu, co dawało niezłego motywacyjnego kopa. Grała głośna muzyka, były okrzyki i "tańce". Nie powiem - jazda na przodzie wymaga większej odwagi i umiejętności, bo często robiło się ciasno. Czasem też ktoś się przewracał i wlatywał pod nogi ;D Ogólnie jazda na początku to zdecydowanie pozytyw, jedzie się szybciej (lub szybciej mija czas :P) i jest fajniejszy klimat niż na tyłach.
Wkurzyłam się troszkę, bo gdy dojechałam do końca okazało się, że moje endomondo nie działało. Dziś weszłam na stronę endomondo i okazało się, że przez jakiś czas aplikacja działała, a potem się wyłączyła. Kompletnie nie wiem czemu, gdyż nawet nie wyjmowałam telefonu z plecaka podczas jazdy. Z tego co się zapisało moja największa prędkość to 18,7 km/h. Całkiem nieźle! :D
Po Nightskatingu, pojechałam z nowymi znajomymi na afterparty na polach mokotowskich (+4 km na rolkach), tam posiedzieliśmy, odpoczęliśmy, a potem wróciłam do domku (+3 km). Tak więc przejechałam wczoraj jakieś 25 km, cieszy mnie to bardzo mocno. Jest coraz lepiej i coraz fajniej. Mam nadzieję, że dalej będę miała z kim jeździć na rolkach.
PS - kostka obtarta, ale kolana nie bolały! :D

Aaaa! I kupiłam sobie dziś kostium na basen! Nareszcie! Bo mój stary kostium nie nadawał się już do użytku. W Inter Sporcie były przeceny i dorwałam dość klasyczne Speedo za 100 zł. Cieszy mnie to.
Ooo dokładnie takie kupiłam!
A tak co do kostiumów, to trochę nie rozumiem produkcji Speedo. Przez całe życie trochę się nakupowałam ich rzeczy i wychodzi na to, że wcale nie produkują kostiumów dla pływaków. Od zawsze mam problem z dobraniem kostiumu - jeśli jest idealnie obcisły i przylegający to jest po prostu za krótki! Dziś kupiłam idealny w długości, ale wiem, że mógłby być ciaśniejszy. A przecież pływaczki są z reguły zgrabne i wysokie, wiec czemu kostiumy są krótkie?!
No cóż. Ważne, że kostium jest i już niedługo lecę na basen! :D


środa, 10 lipca 2013

Nie lubię ćwiczyć sama!

Do cholery nie mogę się dziś zebrać, jestem pełna energii, a nie mam ochoty nigdzie iść. Jutro nightskating, a dzis jakoś brak motywacji. W moim mieście nie ma z kim wyjść na rolki, rower czy cokolwiek A już serio mam dosyć samotnych treningów, trening w parze to jakoś przyjemniej :/

wtorek, 9 lipca 2013

Już zaraz nightskating po raz drugi!

11,87 km na rolkach dziś.Taka mini rozgrzewka przed nightskatingiem. Już się nie mogę doczekać!

Kolorowy festiwal

Ostatnie dni mijają całkiem pozytywnie. Będąc w domu nadal robię treningi. Mam młodego psa, więc biegam z nim jakies 20-30 minut dziennie, a potem robię resztę treningu np. Killer, Skalpel, Total Fitness...
Byłam w niedzielę na najpiękniejszej imprezie w życiu. Torebki kolorowego proszku, mnóstwo ludzi, tańce i szaleństwo. Festiwal Kolorów Polecam!
A wczoraj zrobiłam sobie dzień wolny od treningu, gdyż po tych kolorowych szaleństwach pojechałyśmy z dziewczynami nad wodę. Było pięknie, słonecznie, opaliłyśmy się i wyleżałyśmy. Jadąc tam nadal miałyśmy niebieskie stopy i dłonie. (Niebieski najtrudniej domyć!) Ale nad wodą się wymoczyło i umyło :P. Wieczorem, gdy wróciłam do domu poszłam jeszcze na godzinny spacer z psem ;D

edit: Zapraszam na  kolorowy bieg już pod koniec sierpnia! :D

piątek, 5 lipca 2013

Line up

Ostatni dzień w Toruniu:

-dwie kanapki z almette
-kaszanka z patelni z kromką chleba
trening - Killer z Ewka i 20 minut hula hop
-jogurt z musli
-chipsy błonnikowe 7 warzyw, 1 toruński piernik
-dwa tosty z żółtym serem i pomidorem + dwa kabanosy z kurczaka

Wróciłam wieczorem do domu, mam wielką nadzieję, że dam radę wytrwać w ćwiczeniach, motywacji i w miarę zdrowym jedzeniu. Jutro rano idę biegać! Mam mega ochotę!


środa, 3 lipca 2013

Total Fitness 2 - recenzja

        No to zrobiłam dziś pierwszy raz Total Fitness 2 z Tomkiem Choińskim. Sam Tomek sprawia wrażenie ogarniętego, ale nie zbyt pewnego przed kamerą. Na wstępie do treningu widać mega dużą różnicę w słowach Ewki i przygotowanych (wyuczonych) słowach Tomka.
        Trening ma taką formę jak pierwszy Total Fitness czyli 5 serii. W każdej 3 powtórzenia 3-ech ćwiczeń po 30 sekund (chyba ;D), a między seriami po minucie marszu. Wszystko rozpoczyna się rozgrzewką, która nie jest zbyt wymagająca, a wręcz zbyt krótka. Nie rozgrzewa np. nadgarstków, których używa się już w pierwszej serii ćwiczeń. Od razu zauważyłam, gdyż po prostu bolały mnie one przy pierwszym ćwiczeniu w pozycji do pompki. Pierwsze dwie serie są raczej spokojne i lekkie, trzecia zaczyna się szybszym ćwiczeniem, które podnosi tętno, czwarta (była dla mnie najgorsza) mocno angażuje pośladki i uda. Są w niej dwa ćwiczenia w przysiadzie - po ostatnim powtórzeniu padłam na kolana. Piąta jest już wyciskająca pot. Nie jest masakryczna, ale mocna.
Ja podczas przerw robiłam dodatkowe ćwiczenia, przedłużałam sobie brzuszki itp. Trening minął mi bardzo szybko i przyjemnie. Dużym plusem treningu jest to, że w każdej serii są ćwiczenia na brzuch. Trening jest przyjemny i dobrze się go robi. Ogólnie  nie należy do ciężkich, jest przeznaczony raczej dla osób początkujących. Ja zrobiłam po nim jeszcze abs. Minusów niestety dostrzegłam więcej. Ale to może dlatego, że ja po prostu lubię się przyczepiać ;) Po pierwsze, tak jak już pisałam, krótka rozgrzewka nie poruszająca wszystkich potrzebnych do treningu stawów i mięśni (ja następnym razem trochę pobiegam, pomacham i pokręcę wszystkim czym się da). Tomek nie zawsze mówi, że wstajemy, albo że już koniec ćwiczenia. A wiadomo, że ćwiczący nie patrzy cały czas w ekran. Trochę jest to dezorientujące. To samo niestety było w Total fitness 1. Co do moich osobistych odczuć wadą jest jeszcze to, że Ewka po prostu lepiej motywuje podczas całego treningu. Przydałyby się w czasie ćwiczeń teksty w stylu "te ćwiczenie świetnie modeluje pośladki" ;D
        Największa niespodzianka czeka nas w 5 serii. Shape serwuje nam mocnego kopa motywacyjnego w postaci Tomka bez koszulki. Nie wiem jak na innych, ale na mnie zadziałało! Zdecydowanie. Aż się mordka uśmiechała i dałam z siebie wszystko w tej ostatniej serii;D

        Troche dziwne jest też to, że trening niby jest Ewki, a prezentuje go Tomek. Razem są na okładce, Ewka robi wstęp, a potem już jej nie ma :/ Chyba fajniej byłoby gdyby prezentowali go razem.
Podsumowując - wg mnie trening lekki, przyjemny, może być częścią większego treningu. Bardzo dobrze ćwiczy się z mężczyzną na ekranie ;)

edit (dzień po): Niby lekki trening, a jednak uda czuję dzisiaj ;)

Same znaleziska.

A teraz trochę o rzeczach znalezionych, wyszukanych, ciekawych.

Fajna opcja. Coś co dostałam ostatnio w Pure. Chusteczka z dezodorantem. Coś dziwnego... ale interesującego, bo ile razy miałam tak, że potrzebowałam odświeżenia podczas podróży, gdzieś w trasie, gdzie jest gorąco i nie ma w danej chwili opcji na prysznic. Sprawdziłam taką chusteczkę w ten weekend, gdy byłam nad morzem. No i rzeczywiście, działa i daje minimalne poczucie świeżości na długi okres. Ogólnie zrobiona jest identycznie jak wszystkie inne mokre chusteczki, tyle ze nasączona jest antyperspirantem. Jeszcze nie spotkałam ich w drogeriach, a jak spotkam to na pewno kupię, bo na podróże te chusteczki są rewelacyjne. 

Na maksa prosty posiłek, na który nie wiem czemu, (moze dlatego ze nie mam zmysłu kulinarnego) nie wpadłam. Bananowy omlet. Wejdźcie i obczajcie. To takie proste... wystarczy zblenderować banana (albo truskawki, jagody, maliny, cokolwiek) i będą pyszne owocowe omlety (albo naleśniki) Tak banalne, a jakże pyszne!

Drugie! Znacie ZSZYWKĘ?  To strona podobna do tumblr, gdzie jest mnóstwo różnych zdjęć i obrazków. Na zszywce można znaleźć świetne pomysły na rzeczy DIY (do it yourself), wszelkie przeróbki ubrań, motywatory itp. Jak się człowiek nudzi, to warto poprzeglądać.

Kolejna opcja - chipsy błonnikowe- smakują troszeczkę jak wafle ryżowe w posypce, ale są bardziej syte i chrupkie. Znalazłam je w Polo za jakieś 2 zł za malutką paczuszkę. Kupiłam z ciekawości, można się nimi najeść. Jak ktoś mocno potrzebuje przekąski w postaci chipsów, to takie będą idealne bo zapchają i nie ma po nich ochoty na nic ;D A poza tym we włoskie na prawdę są pyszne.

Przez ostatni miesiąc testowałam też nowy balsam do ciała. Z balsamami mam od zawsze problemy. Kiedyś jak pływałam moja skóra chłonęła wszystko. Teraz, nadal jest wysuszona i potrzebuje mnóstwo nawilżenia, ale już nie przyjmuje wszystkiego. W zimę używam zawsze balsamu kakaowego Ziaji. Idealny na wieczory pod kołderka, ma przyjemny słodki zapach. Na wiosnę potrzebowałam jakiegoś odświeżenia, kupiłam więc balsam Nivea.No i był słaby. Moja skóra się po nim kleiła był dziwny... smarowałam sie wieczorem a rano nadal się kleiłam więc postanowiłam go wymienić.
Potem wzięłam sobie balsam Dove, nie jest on zbyt orzeźwiający, ma zapach migdałowy, ale za to świetnie się wchłania. Poza tym w porównaniu do nowych butelek Nivea, Dove można postawić wieczkiem w dół, co na pewno jest praktyczniejsze, gdy balsam się kończy.
Oprócz balsamu kupiłam też krem do twarzy na noc, dość tłusty i nawilżający, idealny do zmęczonej po całym dniu buzi, oraz hmmm już nie wiem jak to nazwać... jedwab? odżywkę? preparat? coś do włosów, nie psiukane, raczej w konsystencji żelu, który nakłada się na końcówki. Rewelacyjny do zniszczonych włosów, po pierwszym użyciu widać różnicę w rozczesywaniu i wyglądzie włosów.
Nowa kolekcja H&M - na maksa podoba mi się żółta sukienka, jeszcze nie widziałam jej na żywo, bo niestety nie było chwili, żeby skoczyć na wyprzedaże. Ale mam nadzieje, że w realu też jest taka fajna. W ogóle podoba mi się połączenie żółtego z czarnym.
Żródło: http://www.zeberka.pl/img_new/2013/06/hm-3-24.jpg

Jak jeść mniej - świetny tekst. Przetestowałam jeden ze sposobów - jedzenie lewą ręką. Hahaha trochę się namęczyłam. Mama wcześniej powiedziała, że dostałaby kurwicy. Ale nie jest tak źle, zdecydowanie je się wolniej i trzeba trochę posiedzieć nad talerzem. Posiłkiem jedzonym lewą ręką tak się najadłam, że nie miałam już siły na nic. Zdecydowanie działa! :D